Kiedy pierwszy raz przeczytałam Małego Księcia byłam jeszcze uczennicą podstawówki i byłam bardzo zadowolona, że ta lektura okazała się nie tak długa i dość przyjemna. Kolejny raz Małego Księcia omawiałam w szkole gimnazjalnej i poczułam niechęć ... wyłącznie z wyłącznej potrzebie wewnętrznego buntu przed analizą, bo co tutaj analizować? Przecież tylko dorosły nie zrozumie o co chodzi.
"Najważniejsze w dorastaniu to nie zapomnieć, że było się dzieckiem"
Ostatnio wieczorem doskwierała mi nuda. I wtedy wpadłam na genialny pomysł, by obejrzeć bajkę mojego dzieciństwa - krecika. Gdy byłam mała miałam całą kolekcję bajek na kasetach - od Rumcajsa, przez krecika, po wilka i zająca. Kiedy do pokoju weszła mama zaczęła się śmiać i mówić, że "cofam się". Dlatego szybko przełączyłam karty przeglądarki na strony z ofertami wynajmu mieszkań.
Ostatnio coraz bardziej czuję ciężar "odpowiedzialności", planuję przyszłość i rezygnuje z rozrywek na rzecz "tego co ważne". Ale co jest tak naprawdę ważne?
Ostatnio między jedną, a drugą sprawą do załatwienia wybrałam się do kina na Małego Księcia.
Już od momentu, gdy zobaczyłam zwiastun wiedziałam, że muszę iść na ten film.
Filmowa wersja Małego Księcia została wzbogacona i odświeżona. W książkową historię została
wpleciona inna, historia o małej dziewczynce, dla której mama ułożyła plan na całe życie dzielący się na poszczególne miesiące, tygodnie, dni, godziny, gdzie "nie ma miejsca na przypadek". Przeprowadzają się na osiedle, w którym wszystkie budynki są takie same, a poważni ludzie chodzą - dosłownie - jak w zegarku, bo są ludźmi sukcesu.
wpleciona inna, historia o małej dziewczynce, dla której mama ułożyła plan na całe życie dzielący się na poszczególne miesiące, tygodnie, dni, godziny, gdzie "nie ma miejsca na przypadek". Przeprowadzają się na osiedle, w którym wszystkie budynki są takie same, a poważni ludzie chodzą - dosłownie - jak w zegarku, bo są ludźmi sukcesu.
Pośród tego uporządkowanego świata stoi pokraczny, nie pasujący domek należący do staruszka. Pragnie on podzielić się swoją historią z małą dziewczynką. Kuszona dziecięcą ciekawością odwiedza go i poznaje dalsze losy Małego Księcia.
Jednak przychodzi czas, gdy każdy musi odejść. W tym momencie dziewczynka postanawia odnaleźć Małego Księcia. Co więcej, poszukiwania okazują się owocne, jednak Mały Książę już nie jest tą samą osobą. Jest już panem Księciem. Dorósł i zapomniał o byciu dzieckiem. Czy dziewczynce uda się przypomnieć mu o tym, co ważne i sprowadzić go na czas do pilota?
Polecam sprawdzić samemu. Mimo, iż jest to bajka nie jednemu dorosłemu może przypomnieć, że pogoń za lepszym życiem, sukcesem zawodowym i pieniędzmi nie jest czymś najważniejszym, bo:
A kto jak nie dziecko przypomni nam, że ważny jest drugi człowiek i poświęcony czas, by być i "oswajać" się wzajemnie?
I mimo, że jest to bajka, to są dwa momenty, które naprawdę mnie wzruszyły, ale trzeba było się trzymać, bo chyba tak trochę wstyd uronić łezkę na sali pełnej małych dzieci z rodzicami.
Jedynym mankamentem całego filmu jest spłycenie historii Małego Księcia o podróż i rozmowę z Pijakiem, Latarnikiem oraz Geografem. No, ale coś za coś. To film, a nie wierna ekranizacja.
Polecam sprawdzić samemu. Mimo, iż jest to bajka nie jednemu dorosłemu może przypomnieć, że pogoń za lepszym życiem, sukcesem zawodowym i pieniędzmi nie jest czymś najważniejszym, bo:
"Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu."
A kto jak nie dziecko przypomni nam, że ważny jest drugi człowiek i poświęcony czas, by być i "oswajać" się wzajemnie?
I mimo, że jest to bajka, to są dwa momenty, które naprawdę mnie wzruszyły, ale trzeba było się trzymać, bo chyba tak trochę wstyd uronić łezkę na sali pełnej małych dzieci z rodzicami.
Jedynym mankamentem całego filmu jest spłycenie historii Małego Księcia o podróż i rozmowę z Pijakiem, Latarnikiem oraz Geografem. No, ale coś za coś. To film, a nie wierna ekranizacja.
Ogólnie to uważam, że "Mały książę" jest lekturą dla dzieci w zbyt młodym wieku. Owszem jest napisana prostym językiem, ma prosty przekaz i być może jest zbyt dziecinna dla licealistów, ale wydaje mi się, że jest też zbyt filozoficzna jak dla dzieci. Pamiętam, że jak miałam ją w szkole strasznie mnie nudziła, choć od zawsze uwielbiałam czytać. Lubiłam wtedy jednak książki z wartką akcją, przyjemne i dynamiczne, a nie pełne zwierzeń i przemyśleń na temat prawd życia. Wydaje mi się, że gdyby omawiano ją w późniejszym wieku, łatwiej byłoby docenić jej wartość. Z przyjemnością obejrzę ekranizację, chociaż do książki już raczej nigdy nie wrócę. Polonistka zbyt mocno mnie katowała w dzieciństwie tą lekturą i mam złe wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
niestworzone-rzeczy.blogspot.com