Szepty / The Awakening

Ileż to jest horrorów o nawiedzonych domach... Nic dziwnego. Jest to jeden z motywów, który
"dobrze się sprzedaje". Jednak aby zaspokoić wymagającego widza trzeba jednak czegoś więcej.

Pogodziłam się z tym, że już chyba nie znajdę horroru, po którym bałabym się zgasić światło. Przejadły mi się wszystkie nawiedzone domy, zjawy ścigające swoich oprawców, seryjnych, opętanych morderców. Kiedy słyszę "A widziałaś ten horror,  w którym rodzina wprowadza się do domu i...". Naprawdę? Przecież tak wygląda co drugi horror.
Dlatego potrzeba czegoś więcej, a "Szepty" mają w sobie zdecydowanie coś ponad nudną, oklepaną tematykę o duchach. 

Florence Cathcart zajmuje się demaskowaniem ludzi, którzy bazując na ludzkich tragediach okradają innych podczas seansów spirytystycznych. Sama wie, co czują ofiary naciągaczy - sama bowiem straciła ukochanego podczas wojny. Pewnego dnia u kobiety zjawia się młody mężczyzna i prosi ją o pomoc. W szkole z internatem, w której jest nauczycielem historii dochodzi do tragedii - ginie jeden z uczniów, a wśród wychowanków zaczyna krążyć pogłoska o duchu.



Florence niechętnie przyjmuje "zlecenie" i udaje się na miejsce, by po raz kolejny udowodnić sobie, jaki i pozostałym, że duchy nie istnieją, a wszystkie zdarzenia są manipulacją, czy też zwykłą próbą zastraszania. Pani "detektyw" kierując się racjonalizmem szybko łączy fakty i rozwiązuje zagadkę, kto przyczynił się do śmierci ucznia.

Wychowankowie rozjeżdżają się do swoich domów, a Florence przygotowuje się do drogi powrotnej. Wtedy też dzieje się coś, co jest niepodważalnie dalekie od zjawisk, które można racjonalnie wyjaśnić i uznać za sprawkę drugiej osoby. Kobieta zaczyna rozumieć, że sprawa nie została rozwiązana i postanawia zostać. 

Co tak naprawdę wydarzyło się w tym niegdyś prywatnym domu?

"Należy bać się żywych, nie umarłych" - zawarta w filmie myśl idealnie pasuje do refleksyjnego tonu - Filmu nie podpięłabym pod kategorię horror. To, że występują w nim duchy i są może dwa momenty kiedy można podskoczyć - nie ma w nim nic strasznego. ALE... To ale robi ogromną różnicę, za co doceniam ten film.

Smutek, tajemnica i wielka tragedia - w tych trzech słowach można całkowicie zamknąć i opisać ten film. Opierając się na wytartym już do reszty motywie można zbudować coś naprawdę intrygującego. Film trzyma w napięciu i nie daje możliwości przewidzenia zakończenia. 

Ogromnym walorem jest to, że zmusza do refleksji. Podejmuje temat człowieka samotnego, rozdartego między rozumem, a sercem czy też pełnego cierpienia. To niepojęte jak winna może czuć się osoba, która przeżyła. 


2 komentarze :

  1. Cóż, ja nie przepadam za horrorami w ogóle, a te nieliczne, które w swoim życiu obejrzałam były pod naciskiem osób trzecich :) Sama nigdy w życiu nie sięgnęłabym po film tego gatunku. W zasadzie to może nie ze strachu, ale raczej przez uczucie dyskomfortu jaki we mnie wywołują. Nie przepadam za najpopularniejszymi motywami - tj. albo seryjny, brutalny morderca, albo szeroko pojęta tematyka duchów (nawiedzenia, opętania itd). Jak zresztą zauważyłaś - większość z nich ma niemal identyczną fabułę.
    Znacznie bardziej lubię thrillery o zaskakującym zakończeniu, jednak o nie coraz trudniej ostatnio. Chociaż wybieram najlepiej oceniane pozycje, to zawsze na koniec czuję się rozczarowana (o, taka jestem wybredna :)). Uważam, że dawniej robiono o wiele lepsze filmy, a wyjątki stanowią tylko te, w których gra Leonardo DiCaprio :)

    Pozdrawiam!

    http://niestworzone-rzeczy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No z horrorami tak jest... mało kto je bardzo lubi, albo zwyczajnie ja trafiam na osoby, które za nimi nie przepadają ;p .
      Też bawię się w wyszukiwanie tych najlepiej ocenionych i.... zazwyczaj jest jeden wielki zawód i jedno wielkie pytanie - skąd to minimum 7/10?
      Ogólnie oglądam mało filmów sama. Muszę oglądać z kimś, bo inaczej wiercę się i co chwile muszę robić sobie przerwę ;D

      Usuń

Uciekam w słowa © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka