#TakaDorosła



Jeszcze nie tak dawno byłam zamęczana pytaniami gdzie wybieram się na studia. Była to mniej więcej druga klasa liceum. Wtedy uśmiechałam się beztrosko mówiąc, że spokojnie, mam czas na to, by się nad tym poważnie zastanowić i zadecydować o swojej przyszłości. Czas jednak szybko zleciał i dziś już mija prawie miesiąc odkąd jestem oficjalnie studentką.


Początkowo było niedowierzanie.
Pamiętam jak nerwowo odświeżałam kartę, gdzie miały się pojawić wyniki rekrutacji na uczelnię. Nie stresowałam się tak nawet przed maturą, jak wtedy. Wiedziałam już gdzie chcę iść i czym się zajmować. Jednak cały czas czułam strach, że nie byłam wystarczająco dobra. Kiedy śledziłam statystyki dotyczące liczby osób chętnych na jedno miejsce, mój optymizm drastycznie malał. Jednak gdy pojawiła się lista, a przy moim nazwisku zielone słowo "przyjęty" zaczęłam szaleć z radości. Potrzebowałam jednak trochę czasu by to do mnie dotarło.

Potem była dalsza część wakacji. Przekraczając próg wydziału czułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Zupełnie inny świat niż szkolna rzeczywistość... Przez resztę wakacji z podekscytowaniem myślałam o przeprowadzce, urządzaniu pokoju, ludziach których poznam i możliwościach jakie na mnie czekają. I w końcu nadszedł dzień, kiedy zostałam odwieziona, rozpakowałam rzeczy i zostałam sama.

Ale nie było aż tak kolorowo.
Wiedziałam, że początki nigdy nie są łatwe. Zupełnie sama, w nowym, nieznajomym, wielkim mieście, w którym na dodatek nikogo nie znam. Jednak nie to było najgorsze. Szybko zorientowałam się gdzie, co i jak. Poznałam też sporo nowych ludzi. Najgorzej jest jednak kiedy ta słodka myśl o "wolności" zderza się z murem zwanym "rzeczywistością". Przecież w końcu wyrwałam się spod nadopiekuńczych skrzydeł mamy. Tutaj nie ma nikogo, kto powie bądź o tej konkretnej godzinie, ucz się, pamiętaj o tym czy o tamtym. Wszyscy żyli tym, że w końcu będzie można imprezować do białego rana. Ale rano trzeba wstać, iść na uczelnię, a potem do sklepu, zrobić obiad, posprzątać. Nie ma już podanego na czas obiadku i pełnej lodówki jeśli sam o to sobie nie zadbasz. No i jest jeszcze odpowiedzialność...

Najgorsze jest koło rutyny.

Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Kiedyś nie potrafiłam się zorganizować, chociaż nie miałam tak wiele do zrobienia. Zawsze wszystko można było odłożyć na później, albo znaleźć zastępcze zajęcie, by za coś się nie zabrać. Teraz coraz lepiej gospodaruję własnym czasem i nauczyłam się wszystko planować.
Zyskałam też większą pewność siebie i świadomość, że idę w dobrym kierunku. Podczas gdy niektórzy płaczą z powodu przetraconej na balowanie kasy, czy też ciężkiego kaca na porannym wykładzie - ja czuję się świetnie. Dążę do tego, po co tu tak właściwie przyjechałam - Po to by pisać. Wiem, że wiele jeszcze przede mną, ale każdy od czegoś zaczynał ;)

To wszystko jest również powodem mojej - dość długiej - nieobecności. Biorę się jednak w garść i wraz z nowym wyglądem bloga oraz pomysłami powracam jako uśmiechnięta studentka! :D

1 komentarz :

Uciekam w słowa © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka